Nanni Moretti to jeden z nieśmiertelnych, canneńskich ulubieńców – laureat Złotej Palmy za "Pokój syna", stały bywalec festiwalowego konkursu i jedno z najgorętszych, "szacownych" nazwisk. Jak wypadł jego najnowszy film, dramat "Trzy piętra"? Przeczytajcie recenzję Michała Walkiewicza. ***
Piętro niżej
recenzja filmu "
Trzy piętra", reż.
Nanni Moretti Na pierwszym piętrze romans, na drugim zbrodnia, na trzecim – melancholia. Konstrukcyjnie, "
Trzy piętra" izraelskiego autora Eszkola Newo mogą przypominać bulwarową komedyjkę, ale tak naprawdę to przenikliwa wiwisekcja społeczeństwa w dziejowym momencie kształtowania się nowej obyczajowości. A także powieść, która woła o adekwatny filmowy język, wizualny ekwiwalent dla ironicznej, a jednocześnie empatycznej prozy. Niestety, już pierwsza scena filmu
Nanniego Morettiego uświadamia, że będzie to wołanie na puszczy.
W teatralnie zainscenizowanym i zmontowanym bez jakiegokolwiek wyczucia rytmu prologu ścieżki bohaterów krzyżują się po raz pierwszy. Jest spokojny wieczór na bogatych, rzymskich przedmieściach. Pijany syn szanowanych sędziów, Dory (
Margherita Buy) i Vittoria (
Nanni Moretti), przejeżdża na pasach Bogu ducha winną kobietę, by następnie – na oczach ciężarnej sąsiadki Moniki (
Alba Rohrwacher) – wbić się przez ścianę budynku do salonu Lucia (
Riccardo Scamarcio) i Sary (
Elena Lietti), małżeństwa wychowującego małoletnią córkę. Pytanie, co z taką miniaturą zrobiłby
Paul Thomas Anderson, nie jest oczywiście zbyt sprawiedliwe, gdyż mówimy o odległych, filmowych galaktykach. Nie da się jednak ukryć, że apatyczne reakcje bohaterów na zaistniałe wydarzenia oraz dziwaczna, narracyjna arytmia sugerują najgorsze: to jeden z tych filmów, w których tekst "obroni się sam". Spoiler: nie broni się.
Poranek nie przynosi zmiany w tej artystycznej strategii. Przynosi natomiast kolejne rewelacje – Monika tęskni za wiecznie nieobecnym mężem, a w międzyczasie zaczyna grawitować w stronę jego brata, poszukiwanego przez policję oszusta i przestępcy. Vittorio zostaje dotkliwie pobity przez syna, który ani myśli wybrać się za kratki, za to chętnie przystałby na protekcję wpływowego patriarchy. Lucio tymczasem podejrzewa swojego leciwego sąsiada o molestowanie córki, a tak się składa, że sam jest molestowany przez jego nieletnią wnuczkę. W normalnych okolicznościach takie streszczenie byłoby niepotrzebnym sarkazmem. Jednak nie w tym przypadku – perspektywa
Morettiego okazuje się na tyle wąska, że w zasadzie do tego sprowadza wątki podjęte przez Newo. Pomimo narracyjnej ramy, dzięki której bohaterów odwiedzamy w regularnych, pięcioletnich interwałach, w ewolucję tego świata oraz jego mieszkańców musimy wierzyć na słowo – wszyscy sprawiają wrażenie owadów uwięzionych w bursztynie; statycznych, dramaturgicznie martwych figur, a nie ludzi z krwi i kości.
Całą recenzję autorstwa Michała Walkiewicza można przeczytać na karcie filmu TUTAJ.