Recenzja filmu

Corri, uomo, corri (1968)
Sergio Sollima
John Ireland
Goffredo Unger

Run, Cuchillo, Run!

Drobny przestępca Cuchillo powraca w kontynuacji westernu "La Resa dei Conti", zatytułowanej "Corri, uomo, corri". I powraca w wielkim stylu. Wszystkiego jest tu więcej niż w pierwszej części –
Drobny przestępca Cuchillo powraca w kontynuacji westernu "La Resa dei Conti", zatytułowanej "Corri, uomo, corri". I powraca w wielkim stylu. Wszystkiego jest tu więcej niż w pierwszej części – więcej przygód Cuchillo, więcej ciekawych postaci drugoplanowych, więcej akcji, więcej humoru, więcej dobrej muzyki, więcej… Manuel "Cuchillo" Sanchez wraca do swojego rodzinnego miasteczka, jednak może cieszyć się nim jedynie przez chwilę. Tego samego dnia trafia do więzienia. Zostaje umieszczony w celi razem z meksykańskim poetą, Ramirezem, który oferuje mu 100$ za pomoc w ucieczce. Po sprawnie przeprowadzonej akcji oswobodzenia siebie i poety, panowie wyruszają razem do Teksasu. Jak się szybko okazuje, Ramirez spieszył się nie tylko do wolności, ale również do ukrytego w Burton City złota. Kluczem do wszystkiego jest tytułowa strona pewnej starej gazety. Na swoje (nie)szczęście, Cuchillo wejdzie w posiadanie owego papieru, co sprowadzi na niego (prawie) same kłopoty. W pogoń za naszym bohaterem ruszają inni pretendenci do skarbu – były szeryf Nathaniel Cassidy, bandyci pod wodzą Rizy, Santillana i jego meksykańscy rebelianci, Jean-Paul i Michel – francuscy najemnicy, członkini Armii Zbawienia o imieniu Penny oraz Dolores, kobieta Cuchillo, która chce zmusić go do małżeństwa. Sergio Sollima zrobił spaghetti western mocno przyprawiony kinem przygodowym i komedią. Reżyser po raz kolejny nie zawiódł i pokazał, że zna się na rzeczy. Wszystko jest tu na miejscu. Od rewelacyjnej, chwytliwej muzyki, przez wciągającą historię, zabawne sytuacje, na świetnej grze aktorskiej kończąc. W drugiej części nie gra już Lee Van Cleef, dzięki czemu Tomas Milian wyszedł na pierwszy plan. Ten wspaniały, choć zapomniany aktor, daje popis swoich umiejętności komediowych, co zdecydowanie wyszło filmowi na dobre. Dostajemy porządne, przygodowe kino w starym stylu, jakiego dzisiaj już się nie robi. I choć "Corri, uomo, corri" może odstawać od sztandarowych produkcji spod szyldu "spaghetti western", to wciąż jest to obowiązkowa pozycja dla wielbicieli. Rozrywka na wysokim poziomie, która nie nudzi nawet przez chwilę. Film trwa dwie godziny, jednak z powodzeniem mógłby trwać nawet trzy. Cuchillo to ciekawa, sympatyczna postać, która aż się prosi o więcej przygód. Aż dziwne, że Hollywood zjadające własny ogon i męczące ludzi pustą rozrywką i zalewem remake'ów, jeszcze nie sięgnęło po tego wesołkowatego Meksykanina. Choć może to i lepiej… Ciekawostką jest, że autorem muzyki do filmu jest sam Ennio Morricone, który w tym czasie był związany umową z innym studiem i nie chcąc niepotrzebnych kłopotów, pod muzyką podpisał się pracujący z nim dyrygent - Bruno Nicolai.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones