Zważywszy jak rozległy jest to temat aż dziwne że filmów o wsi powstaje tak mało. Najlepszym jaki widziałem jest "Jean de Florette" od którego "Drzewo na saboty" różni jedna zasadnicza cecha, mianowicie bardzo mocny dokumentalizm. Film Olmiego to rejestracja najbardziej typowych elementów życia wiejskiego, codziennej pracy, uzależnienia od ziemi, narodzin czy śmierci. I tak z pokolenia na pokolenie.
Jedno co mnie w tym filmie naprawdę ubodło to to że w trakcie pracy chłopi nucą Verdiego jeśli dobrze rozpoznałem. Sorry, panie Olmi ale skąd niby mieli go znać?
Pod koniec XIX wieku radia przecież nie było jeszcze ale w filmie jest scena gdy we dworze dziedzic puszcza arie z patefonu a robotnicy jak osłupiali słuchają, więc może stąd?