dodam jeszcze coś od siebie, że przez cały film ziewałam...Pierwsza scena totalnie mnie nie porwała, te śpiewy takie sztuczne. Fakt muzyka była interesująca i takiego zakończenia się nie spodziewałam, ale nadal nie rozumiem za co ten film otrzymał tyle nagród?! Wiem natomiast jedno, że już nie wybiorę się na żaden musical, chrzanić muzykę, taniec i śpiew, jeśli 2h mam się nudzić...no way!
Dobrze,że śpiewy ograniczyli w drugiej połowie dzięki temu wreszcie mogłem wczuć się w film.
Nie trzeba wylewać dziecka z kąpielą, ale o arcydzieła w tym gatunku może być trudno. Osobiście znam jedno arcydzieło musicalowe i jest nim "Hair" Milosa Formana. Kto nie widział, polecam jako odtrutkę po tym knocie.
Napisałem dość analityczną recenzję, ale nie puszczają jak na razie, poza tym czeka kilkanaście innych nie puszczanych; to widać dopiero w panelu, gdzie się wkleja recenzje; ale dzięki, że pytasz, zacytuję fragment:
(... ) Końcowa sekwencja, kiedy bohaterka przechodzi negatywną przemianę i popada w niewierność nie zaprowadza równowagi; wychodzi to raczej jak schizofrenia; we wcześniejszej fazie Mia nie kreuje dziewczyny złej, podstępnej, cynicznej - jest raczej szczera i spontaniczna; nie pokazano momentu przemiany ani motywacji. To wygląda na kamyk wrzucony do francuskiego ogródka przez Hollywood - patrzcie, pojechała do Paryża i Paryż ją zepsuł; zaś późniejszy żal w czasie finałowego koncertu ma klimat kawału o blondynkach, poza tym, że jest wielokrotnym plagiatem, chociażby "Parasolek z Cherbourga".
Nie do końca też rozumiem, dlaczego ona pojechała do tegoż Paryża - czym tak zachwyciła na castingu? Bo to, że zachwyciła jest faktem filmowym, ale fajnie by było, gdyby widz też mógł się zachwycić. W "Mulholland drive" Davida Lyncha jest scena gdzie aktorka gra aktorkę w sposób powalający. Tutaj zastosowano trick techniczny, tak jakby nie ufano,że Emma udźwignie tę scenę bez wspomagania.
Również nie wiadomo dlaczego monodram poniósł klęskę; nie pokazano ani kawałka poza końcowym ukłonem; a to mogło być ciekawe; może był dobry i tylko nie doceniony, a może rzeczywiście słaby. Te dwie sekwencje, dobrze rozegrane, mogły być ozdobnikami podnoszącymi poziom całości. Ale zostały pominięte, prawdopodobnie celowo - aby nie uruchamiać w mózgu widza obszarów odpowiedzialnych za refleksje, a tylko te podatne na hipnozę. (...)
na życzenie wkleję inne fragmenty mojej recenzji, pozdrawiam
To że nie wiemy nic o nich jako o artystach, nie wiemy czy są dobrzy czy kiepscy w tym co robią to zabieg celowy. W ten sposób widz może odnieść się do nich jako do osób. Może postawić się w ich sytuacji. Bo przecież sami jesteśmy często weryfikowani przez życie. Więc to nie jest film o kiepskim artyście w ambicjami a o namacalnych ludziach z ich problemami, ambicjami i tym jak przeżywają porażki. Co do ostatniej sceny - Mia wcale nie musiała być zła. Po prostu jeśli jedziesz na inny kontynent, robisz film to nie masz czasu na amory. To nie jej wina tylko takie jest życie.
Dzięki, za wypowiedź merytoryczną; co do pierwszej części, uważam, że zabieg rzeczywiście jest celowy, bo żeby zagrać aktorkę na castingu, potrzeba finezji, tego nie udźwignie gwiazda filmowa, ale wybitna aktorka - to nie są pojęcia tożsame; chociaż zdarzają się gwiazdy, co są jednocześnie wybitnymi aktorkami; chociażby Natalie Portman.
Co do drugiej części, to mnie trochę rozbroiłeś - jak to nie miała czasu na amory? wróciła z innym kolesiem i jego dzieckiem; jak się nie ma czasu, to najlepiej pozostać wiernym, drugiej stronie. Jeżeli przesłaniem tego filmu miałaby być teza, że ceną że sukces jest szmatławość moralna, to popieram, ale taka teza jest za słabo wydobyta.
Szanuję Twoje przekonania, ale przy okazji polecam pełny tekst mojej recenzji na stronie http://easyeagle.pl
pozdrawiam
Nie powiedziałbym że szmatliwość. Powiedzmy że kręcisz film. Nie masz czasu na nic. Wychodzisz z hotelu o 8 wracasz o 20. Potem drugi film i trzeci bo przeciez trzeba grać, bo scenariusze kiedyś przestaną spływać.. Mija rok, drugi, trzeci. Zauważ że Sebastian w trasie też nie miał czasu. Kontakt się urywa. Robisz sobie przerwę, poznajesz kogoś innego.
Co by nie mówić o Stone to widać że to nie drewno. Widać że gra mimiką. Jej twarz oddaje uczucia. Widać że grała w teatrze.