Wolałbym, żeby zakończyło się inaczej. Film nie można powiedzieć, że jest zły. Jest
rewelacyjny, ale wedługo mnie takiemu amantowi i fircykowi przydałaby się nauczka, żeby
na końcu panna Ariane gościa olała, a dzieje się odwrotnie. Troche z jednej strony pokazuje
to glupote i debilizm zakochania. Zakochala sie w gosciu pomimo tego, ze na boku obracal
tuziny innych kobiet.
Nie moge powiedziec, ze rzecz dotyczy tylko płci zenskiej, ale chyba ta plec jest nieco
bardziej podatna na tak debilną milosc. Typowy przyklad zauroczenia, bezpodstawnego,
poza elementem wizualnym i wielkosci portfela.
Choc sama komedia jest naprawde na wysokim, intelektualnym poziomie, nie to, co dzisiaj,
im wiecej perwersji, przeklenstw i erotycznych poddekstow, tym lepsza komedia (np. Kac
Vegas).
Kiedys bylo inne zycie i robiono inne filmy, dlatego o wiele bardziej preferuje kino sprzed lat.
Zakończenie jest urocze,można właśnie Arianne zmieni Flannagana.
Nawiasem mówiąc nie wiem co ona w nim widziała,był koszmarny...urzekły mnie w filmie zabiegi Arianne w udowodnieniu,że miała styczność z wieloma mężczyznami ;)))
Kino sprzed lat miało w sobie wiele klasy,teraz takich filmów nikt już nie nakręci bo odbierane by były jako naiwne przez to że role kobiety i mężczyzny oraz mentalność baardzo się zmieniły ;((( a szkoda,bo w tamtych filmach było coś pięknego i czystego.
Mnie zadowolił koniec :)
Audrey jak zawsze wspaniała. Film lekki, przyjemny i cudowny 10/10.
Dobry film, dobrze zagrany. Ale zakończenie inne niż te byłoby zbrodnią ! Nie po to się ogląda takie czasoumilacze by stracić wiarę w prawdziwą miłość.
Też wolałabym trochę inne zakończenie, Ariane mogłaby nieco wstrząsnąć Flannaganem.;)
Ale film bardzo mi się podobał. Oglądało się świetnie i chwilami naprawdę zabawnie, szczególnie z motywem psa i cyganami. Stare kino ma ten niezaprzeczalny klimat - nawet jeśli bywa naiwne, jest strasznie, strasznie przyjemne.
Mnie też zakończenie bardzo rozczarowało. Czy każda komedia romantyczna musi kończyć się happy endem? Oglądając, myślałem że Flannagan i Ariane rozstaną się na dworcu, on odjedzie, ona zostanie, i ostatnie ujęcie na wracających peronem Ariane z ojcem, niczym w "Casablance" - takie gorzkie zakończenie byłoby dla mnie bardziej na miejscu. A to klasyczne "i żyli długo i szczęśliwie" było dla mnie jak niespodziewane uderzenie pięścią w nos. Ale mimo wszystko "Miłość po południu" znakomita, jak większość filmów Wildera.
Bo w starym kinie jest coś, co odzywa się w duszy współczesnego, omamionego tandetą i pośpiechem na własny pogrzeb widza. To tęsknota za elegancją, kulturą wyższą, uniwersalnymi wartościami, których nie ma dziś wiele.
Nie to, żeby bezwarunkowo ubóstwiać kinematografię sprzed kilku dekad, ale kierunek jest wyraźny...