Lynch zrobił Mullholand Drive nie po to aby nam opowiedzieć jakąkolwiek historię, ale aby zabawić się widzem przedstawiając zagadkę bez rozwiązania.
To samo jest i tutaj. Zagadka skradzionej biżuterii wprowadzona dla draki. Akcją sterują albo zaniki pamięci bohaterów albo ich ukryte marzenia. A przecież wtedy nic nie musi byc prawdziwe.
Kogo w końcu złodziej-żeglarz wybrał na towarzyszkę życia - blondynkę, czy brunetkę? Zgodzę się z każdą odpowiedzią.
Ważne jest tylko w jakiej atmosferze odbywa się ta zabawa z widzem.
I tu same plusy!!!
Ubawiłem się setnie.
Och wiele opinii ten film zbiera, bardzo skrajnych opinii... Jednak podpisuję się pod słowami mojego przedmówcy. Włączyłem DVD o 2 w nocy. Ot tak, chciałem zobaczyć początek, a skończyć kiedyś tam. A jednak obejrzałem do końca. Ani przez chwilę się nie nudziłem. Bawiłem i muzyką, i obrazami, i Ironsem...
Ja bardzo polecam.
Tak, coś z atmosfery Lyncha tutaj było w tym rozmyciu. Irons grał u niego w 'Inland Empire' - i faktycznie fabuła rządziła się własnymi prawami. Zabawne zresztą, że w odlocie 'Empire' postać Ironsa była, nieco przewrotnie, jedną z najbardziej racjonalnych.