myślę, iż stało się dobrze, że zagrał go Clint, który tak skonstruował postać, iż ciężko w nią kogoś innego wkleić; natomiast Bronson i tak wykorzystał w końcu swoją szansę u Leone w "Pewnego razu na Dzikim Zachodzie" i również stworzył postać nie do podrobienia; jak dla mnie obaj zaprezentowali mistrzowski poziom; ciekawi mnie również zdanie Leone o Bronsonie, że był to najlepszy aktor z jakim współpracował - obu Panów Akademia raczej olewała więc coś w tym jest.
ciekawe dlaczego jest to czlowiek bez imienia skoro grabarz caly czas wola
na niego Joe.
Em... Woła nie woła ( ja nie dosłyszłam), bo z racji tego, że Bezimienny nie był skory do przedstawiania się, jakoś na tym przygraniczu, gdzie wyróżniał się jako Amerykanin, musiano na niego wołac a Joe to chyba jedno z bardziej popularnych imion białych :P
Zauważ, że ta zgraja od Ramona wołała na niego po prostu Gringo, więc Joe jest analogiczne :)
W recenzjach jest użyte to imię ja zaś nie dosłyszałem, aby padło ono w filmie, jednakże w Dobrym, złym i brzydkim Clint jest zwany Blondasem, zaś w Za kilka dolarów więcej - Monko (jednoręki). Myślę, że mimo tego nazewnictwa Leone chciał uknuć mit Człowieka Bez Imienia który był przecież tak charakterystyczny w wielu jego filmach dlatego nawet jeśli był jakoś nazwany przez innych to nikt nie wiedział po co przybywa, czym się kieruje itd.