Na początku napiszę, że kocham jego twórczość i razem z Johnem Williamsem są moimi ulubionymi kompozytorami, trudno mi jednogłośnie stwierdzić którego z tych geniuszy cenię bardziej. A moje pytanie brzmi.
Jak to możliwe, że dopiero teraz, w wieku 87 lat zdobył swojego pierwszego Oscara za jeden konkretny soundtrack, oczywiście w 2007 dostał Nagrodę Honorową, ale ona jest takim podsumowaniem całej twórczości. Mam nadzieję, że ktoś mi wytłumaczy jak ktoś z takim dorobkiem tyle czekał na tę jedną nagrodę.
Wielu nie tylko fanów Ennia mierzy się z tym pytaniem;) Np wszyscy zgodnie przyznają, że przy "Misji" został groteskowo obrabowany z oskara, tym bardziej, że nagrodzona scieżka Hancocka nawet nie była oryginalna. A Ennio był pewniakiem. Rok pózniej nominacja za "Nietykalnych" i znowu brak statuetki. Kolejne nominacje i kolejne lata. Mówiło się, że za "Dawno temu w Ameryce" powinien był dostać, i prawdopodobnie dostałby gdyby producent filmu nie przeoczył pewnych wytycznych akademii. Powiedzmy wprost, gdyby oskary nagradzały za artystyczną jakość i nowatorstwo muzyki Ennio miałby ze trzy półeczki oskarów a tak kompozytorzy są uzależnieni od sukcesu samego filmu który musi być nominowany, żeby móc w ogole nominować muzykę. Oskary to promocja i układy, tym razem poszło łatwiej, bo Ennio się udzielał publicznie, nawet dostał na dwa dni przez galą swoją gwiazdę na "Walk of Fame"